Popularne tematy
#
Bonk Eco continues to show strength amid $USELESS rally
#
Pump.fun to raise $1B token sale, traders speculating on airdrop
#
Boop.Fun leading the way with a new launchpad on Solana.

Steve Hou
Quant Research @Bloomberg, opinie własne. Wiecznie ciekawski, ale też "niewiarygodnie niewyszukany" (według Chamath Palihapitiya).
Wyraziłem swoje wątpliwości co do artykułu Mike'a Greena. Teraz pozwólcie, że powiem, że rozumiem, o co mu chodzi i dlaczego tak wielu ludziom jego przesłanie przypadło do gustu: system opieki społecznej z wszystkimi swoimi zasadami „przerwania poziomu dochodu” może tworzyć perwersyjne zachęty, które zniechęcają, a w rzeczywistości wydają się karać pracowitych ludzi na rzecz tych, którzy po prostu zbierają zasiłki, zarabiając mniej i kwalifikując się do pomocy społecznej.
To jest manifestacyjnie prawdziwe i niezwykle dobrze udokumentowane w literaturze akademickiej dotyczącej finansów publicznych. W rzeczywistości jednym z najlepszych instrumentów identyfikacji przyczynowości statystycznej jest tzw. „kinksy i notches”, gdzie ekonometryk obserwuje zachowania ludzi jako racjonalnych agentów ekonomicznych wokół progów zasiłków. Nie jestem obrońcą status quo w żadnym wypadku. Uważam, że zasady stopniowego wygaszania zasiłków są znacznie lepsze niż twarde przerwy, które tworzą perwersyjne zachęty. Rzeczywiście, to również dlatego zasady dotyczące zasiłków są stopniowo wygaszane w zależności od poziomów dochodów.
Teraz są inne kwestie: złożoność w realizacji i przyjęciu. Czasami, jeśli zasady określonego programu stają się zbyt skomplikowane, utrudnia to wdrożenie, zniechęca do uczciwego uczestnictwa, a jednocześnie zaprasza do nadużyć. Właśnie przeszliśmy przez ogromny szok inflacyjny, który ujawnił i pogłębił wiele niedociągnięć systemu, zniekształcając względne ceny. Szoki cenowe dóbr są natychmiastowe i szybko ustępują. Ceny usług dostosowują się wolniej przez płace i cierpią na chorobę produktywności Baumola.
Nic z tego, co powiedziałem, nie miało na celu zlekceważenia istnienia „kryzysu kosztów życia” dla wielu. Zamiast tego chciałem zwrócić uwagę, że natura problemu nie polega na tym, że „linia ubóstwa” gwałtownie wzrosła, ale że musimy wprowadzić poprawki do instytucji społeczno-ekonomicznych, w tym reform rynku pracy i urbanistyki, aby zapewnić usługi, które stały się niezbędne do nowoczesnego życia miejskiego, w przystępnych cenach. „Zmaganie się z końcem miesiąca” nie jest tym samym, co bycie obiektywnie ubogim. Może się to zdarzyć nawet na stosunkowo wysokich poziomach dochodów. Można łatwo wymyślić scenariusz, w którym rodzina składająca się z 2 dorosłych i 2 dzieci zmaga się nawet przy dochodzie 200 tys. dolarów w Nowym Jorku.
Teraz libertarianie będą chcieli się pospieszyć, aby powiedzieć mi, że problemem była „interwencja rządu” w jakiejkolwiek formie. A jeśli po prostu wyeliminowalibyśmy wszelką interwencję rządu i system zasiłków i pozwolili wolnemu rynkowi działać, nie mam nic dla was. Moja wyobraźnia nie sięga tak daleko. Uważam, że wiele z nierówności, które obserwujemy, wynika z nierówności kapitału ludzkiego i zysków, które osiągają. W gospodarce opartej na wiedzy najinteligentniejsi ludzie mogą zarabiać znacznie więcej niż mniej inteligentni, ponieważ nowoczesna globalna gospodarka umożliwiła ogromne zwiększenie zwrotów ze skali i zewnętrzności sieciowe, gdzie praca fizyczna i surowce dla towarów wymiennych i niematerialnych są zasadniczo nieskończenie elastyczne.
W każdym razie, pomyślałem, że warto to dodać, biorąc pod uwagę niektóre z postów, które widziałem od @CliffordAsness i @GestaltU na ten temat dzisiaj rano.
Szczęśliwego Święta Dziękczynienia dla wszystkich! Zadzwońcie do swoich mam! 🦃😊

Steve Hou25 lis, 18:45
Naprawdę niepokoi mnie ta sprawa z „krajową granicą ubóstwa na poziomie 140 tys. dolarów”. Największym wydatkiem w prostej arytmetyce przetrwania @profplum99 jest 32 773 dolarów na opiekę nad dziećmi. Jeśli płacisz tyle za opiekę nad dziećmi, to nie jest to tak naprawdę kwestia ubóstwa, co raczej porażka polityki społeczno-ekonomicznej, zwłaszcza polityki pracy w gęsto zaludnionych miastach.
To, co ten artykuł wyjaśnia, nie jest tak naprawdę problemem ubóstwa ani nawet inflacji, ale podręcznikowym przypadkiem „choroby Baumola”: sektory usług intensywnie wykorzystujące pracę o niskiej wydajności, takie jak opieka nad dziećmi, edukacja i opieka zdrowotna, rosną gwałtownie w kosztach, podczas gdy realne ceny towarów wytwarzanych i żywności masowo produkowanej spadają gwałtownie!
Tak, „bilet uczestnictwa” w życie klasy średniej (wychowywanie dzieci, dbanie o zdrowie, dojazd do pracy) jest teraz zdominowany przez usługi z sektora stagnacyjnego, których względne koszty wzrosły. Ale dwoje młodych dorosłych i dwoje dzieci żyjących za 140 tys. dolarów rocznego dochodu to nie jest „ubóstwo”.
Prawdopodobnie za 140 tys. dolarów miałbyś klimatyzację, smartfony, przyzwoite samochody, ubezpieczenie zdrowotne przez pracę oraz dostęp do przyzwoitych, tanich ubrań, sprzętu i mebli.
Oczywiście to jest naprawdę budżet na podstawowe potrzeby dla dwojga młodych dorosłych i dwojga niemowląt. A co z dwojgiem starszych dorosłych i dwojgiem dzieci wchodzących na studia? Lub dwojgiem dorosłych żyjących w trudnych dzielnicach i złych szkołach publicznych, którzy chcą lepszej edukacji w prywatnych szkołach dla swoich dwojga dzieci w wieku szkolnym? Z drugiej strony, jeśli jesteś DINK (podwójny dochód, brak dzieci), co rzeczywiście coraz więcej osób jest, jesteś nawet umiarkowanie komfortowy i możesz sobie pozwolić na wakacje i regularne jedzenie na mieście. To nie jest „ubóstwo” według żadnej typowej definicji.
Zatem podstawowym problemem, który Mike Green opisał w swoim teraz wiralnym artykule, nie jest tak naprawdę „ubóstwo”, ale przypadek nierównowagi społeczno-ekonomicznej, ponieważ usługi o stagnacyjnej wydajności stanowią coraz większy udział w nowoczesnym życiu, a my brakuje instytucji, które mogłyby to obsłużyć.
To doprowadziło do popytu na nieudokumentowaną imigrację i tanią siłę roboczą, co z kolei stało się największym hasłem populistycznej reakcji. Ludzie chcą tańszych usług intensywnie wykorzystujących pracę, ale nie chcą tańszej siły roboczej. Musimy więc być gotowi zaakceptować 1) bardziej zsocjalizowane, mniej efektywne rozwiązania; 2) korzystać z mniejszej ilości takich usług; 3) płacić więcej za takie usługi, konsumując mniej gdzie indziej.
Niezależnie od tego, redefiniowanie krajowej granicy ubóstwa i zapewnienie typowej pomocy dla ubogich byłoby dokładnie niewłaściwym i daremnym sposobem na rozwiązanie tego problemu, ponieważ zasadniczo błędnie diagnozuje podstawowy problem. Nie chcę w żaden sposób umniejszać znaczenia tej kwestii. Wyraźnie rezonuje szeroko z jakiegoś powodu: to prawdziwy problem! Ale poprawna diagnoza to pierwszy krok w kierunku prawdziwego lekarstwa!

46,22K
Naprawdę niepokoi mnie ta sprawa z „krajową granicą ubóstwa na poziomie 140 tys. dolarów”. Największym wydatkiem w prostej arytmetyce przetrwania @profplum99 jest 32 773 dolarów na opiekę nad dziećmi. Jeśli płacisz tyle za opiekę nad dziećmi, to nie jest to tak naprawdę kwestia ubóstwa, co raczej porażka polityki społeczno-ekonomicznej, zwłaszcza polityki pracy w gęsto zaludnionych miastach.
To, co ten artykuł wyjaśnia, nie jest tak naprawdę problemem ubóstwa ani nawet inflacji, ale podręcznikowym przypadkiem „choroby Baumola”: sektory usług intensywnie wykorzystujące pracę o niskiej wydajności, takie jak opieka nad dziećmi, edukacja i opieka zdrowotna, rosną gwałtownie w kosztach, podczas gdy realne ceny towarów wytwarzanych i żywności masowo produkowanej spadają gwałtownie!
Tak, „bilet uczestnictwa” w życie klasy średniej (wychowywanie dzieci, dbanie o zdrowie, dojazd do pracy) jest teraz zdominowany przez usługi z sektora stagnacyjnego, których względne koszty wzrosły. Ale dwoje młodych dorosłych i dwoje dzieci żyjących za 140 tys. dolarów rocznego dochodu to nie jest „ubóstwo”.
Prawdopodobnie za 140 tys. dolarów miałbyś klimatyzację, smartfony, przyzwoite samochody, ubezpieczenie zdrowotne przez pracę oraz dostęp do przyzwoitych, tanich ubrań, sprzętu i mebli.
Oczywiście to jest naprawdę budżet na podstawowe potrzeby dla dwojga młodych dorosłych i dwojga niemowląt. A co z dwojgiem starszych dorosłych i dwojgiem dzieci wchodzących na studia? Lub dwojgiem dorosłych żyjących w trudnych dzielnicach i złych szkołach publicznych, którzy chcą lepszej edukacji w prywatnych szkołach dla swoich dwojga dzieci w wieku szkolnym? Z drugiej strony, jeśli jesteś DINK (podwójny dochód, brak dzieci), co rzeczywiście coraz więcej osób jest, jesteś nawet umiarkowanie komfortowy i możesz sobie pozwolić na wakacje i regularne jedzenie na mieście. To nie jest „ubóstwo” według żadnej typowej definicji.
Zatem podstawowym problemem, który Mike Green opisał w swoim teraz wiralnym artykule, nie jest tak naprawdę „ubóstwo”, ale przypadek nierównowagi społeczno-ekonomicznej, ponieważ usługi o stagnacyjnej wydajności stanowią coraz większy udział w nowoczesnym życiu, a my brakuje instytucji, które mogłyby to obsłużyć.
To doprowadziło do popytu na nieudokumentowaną imigrację i tanią siłę roboczą, co z kolei stało się największym hasłem populistycznej reakcji. Ludzie chcą tańszych usług intensywnie wykorzystujących pracę, ale nie chcą tańszej siły roboczej. Musimy więc być gotowi zaakceptować 1) bardziej zsocjalizowane, mniej efektywne rozwiązania; 2) korzystać z mniejszej ilości takich usług; 3) płacić więcej za takie usługi, konsumując mniej gdzie indziej.
Niezależnie od tego, redefiniowanie krajowej granicy ubóstwa i zapewnienie typowej pomocy dla ubogich byłoby dokładnie niewłaściwym i daremnym sposobem na rozwiązanie tego problemu, ponieważ zasadniczo błędnie diagnozuje podstawowy problem. Nie chcę w żaden sposób umniejszać znaczenia tej kwestii. Wyraźnie rezonuje szeroko z jakiegoś powodu: to prawdziwy problem! Ale poprawna diagnoza to pierwszy krok w kierunku prawdziwego lekarstwa!

348,15K
Najlepsze
Ranking
Ulubione
